Niedziela Palmowa w czasach zarazy

Stajemy na progu Wielkiego Tygodnia. Przed nami najważniejszy tydzień w roku. W tym roku będzie raczej trudny niż wielki. Okoliczności nie da się porównać. Instrukcje i dyspensy, które kieruje do nas Episkopat i poszczególni biskupi diecezjalni są nadzwyczajne. Jak zbliżające się Święta.

Oczami wyobraźni widać: Oto ON, pan życia i śmierci wjeżdża na osiołku, lud krzyczy ‘hosanna”, rzucają płaszcze, w rękach mają palmy. Nagle obraz się zamazuje. Ojciec Święty kroczy sam przez pusty plac św. Piotra. Apostoł naszych czasów. Namiestnik Chrystusa. Biały Orędownik Nadziei. Idzie sam. Niesie ze sobą cały Kościół.

Dziś niedziela, a świątynie mamy niemal puste. Liturgia trwa w domach. Kościół przecież nie jest zamknięty. Kościół jest rozproszony po domach, jest rozesłany. A zamknięte drzwi naszych domów nie stanowią żadnego problemu dla NIEGO. Przecież przyszedł też do Apostołów ‘mimo drzwi zamkniętych’. Przychodzi i do nas. Jest Bogiem. Jest Bogiem z Nami. Jest Emmanuelem. A Jego łaska rozlewa się na nas. On udziela swego błogosławieństwa nie tylko w sakramentach. Daje nam życie jak chce i kiedy chce. Jest przecież Bogiem. Dziś gdy nie możemy ‘pójść do Niego’ to On przychodzi do nas.

Jesteśmy przecież Kościołem, jego mistycznym ciałem. Nawet gdy jesteśmy w domu, a nie w świątyni. Jesteśmy Kościołem. Żywym, żyjącym.

Postawmy w domu palmę na honorowym miejscu. Niech będzie znakiem, że oto Król nadchodzi. Mimo drzwi zamkniętych. Odczytajmy całą rodziną Mękę Pańską. Może z podziałem na role? Kto mieszka sam niech też odczyta ją na głos. Niech Słowo Boże wypełni przestrzeń naszego Kościoła domowego.

Wyrazem wspólnoty Kościoła jest też miłość, okazywana w sposób czynny. Może w tym tygodniu szczególnie? Czas zarazy to czas weryfikacji wielu postaw. W tym miłości bliźniego. Wokół nas jest wiele osób samotnych, odsuniętych, zepchniętych na margines. Nie zachęcam do kontaktów bezpośrednich, ale pomyślmy jak można wesprzeć różne charytatywne inicjatywy. Wpłacić grosz na #PosiłekDlaLekarza, wesprzeć wolontariuszy, którzy szyją maseczki, czy świąteczną paczkę z żywnością „podrzucić” samotnej sąsiadce.  Ogranicza nas tylko wyobraźnia i troska o bezpieczeństwo wspólne.

To czas próby. Próba Miłości. Próba odpowiedzialności. Za najsłabszych. To wielka tęsknota i próba odnalezienia tego, co najważniejsze. Bez dodatków, ozdób, bisiorów i złota. Nie lękajmy się. Pan jest z nami.

Kościół podzielony

Ograniczenie do 5 osób w Kościele wielu wydaje się niesprawiedliwe. Przytaczają argument, że przecież w autobusie czy sklepie może być więcej osób a ich powierzchnia jest nieporównywalna.
Gwoli wyjaśnienia. W autobusie są ci, którzy MUSZĄ dojechać do pracy. Do sklepu nie chodzimy całą rodziną. Chodzimy bo MUSIMY zrobić zakupy. Natomiast do Kościoła chodzą ci, którzy CHCĄ. Jakkolwiek by to nie brzmiało. Taka prawda.

Rozumiem ból związany z ograniczeniem dostępu do sakramentów. Ta wielka tęsknota za Eucharystią, którą odczuwają świeccy, a której nie doświadczają duchowni, sprawia, że rodzi się niezrozumienie i podziały. Stąd protesty, petycje, wzywanie biskupów do zabrania głosu. To nie wpływa na jedność Kościoła budująco.
Nie wszyscy chyba rozumieją, że ograniczenie liczby wiernych w Kościele nie jest kaprysem czy próbą odsunięcia wiernych od Chleba Życia. Kościołów nikt nie zamyka. Można przyjść na chwilę indywidualnej modlitwy, na adorację. Wiele świątyń otwartych jest cały dzień. Ograniczenie dotyczy uczestnictwa w samej liturgii. Dlaczego? Może po to, żeby chronić również kapłanów? Przecież oni też powinni #zostanwdomu, dla własnego bezpieczeństwa. We Włoszech zmarło już ponad 50 kapłanów w wyniku Covid-19. Nie wiem czy Kościół w Polsce „stać” na taką ofiarę. Nie wiem, czy potrzebna jest taka ofiara. Są już w Polsce parafie połączone z braku kapłanów, są takie gdzie msza św. odbywa się co drugi dzień z powodu braku kapłanów. Seminaria pustoszeją. Jasne, że oni są dla Ludu. Ale my wierni, chcemy chyba żeby sakramenty były sprawowane także po ustaniu epidemii. Prawda? Nie chcemy zarażać naszych kałanów, chcemy ich bezpieczeństwa i zdrowia żeby mogli służyć Bogu i Kościołowi przez wiele lat, a nie tylko w czasie epidemii? Zgadza się? Wielu z nich w poczuciu własnej misji, czy źle rozumianego heroizmu, podejmuje ryzykowne działania.
Wspieramy natomiast modlitwą wszystkich tych, którzy starają się rozsądnie podchodzić do swoich obowiązków, organizują spowiedź drive (na odległość, w samochodzie), błogosławią nasze domy i ulice spacerując samotnie z Najświętszym Sakramentem, zwiększają ilość Mszy św., organizują rekolekcje on-line. Wszystko tak żeby wierni czuli się bezpiecznie i kapłani byli bezpieczni. Ludzie potrzebują umocnienia i pokrzepienia w trudnym czasie, ale nie może się to odbywać kosztem czyjegoś zdrowia i życia.
#tedeopl

Wielki Post 2020 – 20 propozycji

Rozpoczęliśmy kolejny Wielki Post.

Czy ten Post będzie Wielki przekonamy się już niebawem. Na pewno jest kolejny. W orędziu papieża na tegoroczny  Wielki Post słyszeliśmy: „Nie można uznawać za pewnik tego, że Pan dał nam po raz kolejny czas sprzyjający naszemu nawróceniu”. Masz więc 40 dni na nawrócenie. Może ostatnie 40 dni? A nawet jeśli nie, to patrząc wstecz, na poprzednie posty widzisz sukcesy? porażki? porzucone postanowienia, zabieganie, zmaganie? Nieważne. Dziś zaczynasz nowy czas. Nowy. Może po raz pierwszy potraktuj ten czas jak prezent. Nie wyścig po doskonałość. Nie czas walki, czas wyrzeczeń, ograniczeń i zdobywania duchowych medali. Ale jako prezent, dar. Jako możliwość. Czas na spotkanie, na kochanie, na bycie, na większą uważność, serdeczność, dobroć.

40 dniowy Post to nie czas na bieg po medal, to nie zdobywanie szczytu, nie trening, na końcu którego czeka Cię egzamin, to nie gra o puchar pt. „najlepiej przeżyty post”. Tu medali nikt nie rozdaje. Braw też nie będzie.

Wielki post to czas, który ma zbliżyć nas, ma zbliżyć mnie, do Boga, do drugiego człowieka i do siebie samej. Kościół daje mi bardzo konkretne wskazówki jak to osiągnąć. Daje nam post, modlitwę i jałmużnę jako drogowskazy. Chcę się dziś podzielić z tobą moimi spostrzeżeniami na ich realizację. Jeśli spodobają ci, spróbuj wybrać coś dla siebie. Jeśli masz swoje propozycję podziel się nimi, może kogoś zainspirują.

Modlitwa

Hasło modlitwa kojarzy się jednoznacznie. W domu, na kolanach, w kościele. Spróbuj w tym Wielkim Poście spojrzeć na nią szerzej. Spróbuj znaleźć ją w codzienności, w obowiązkach, w pracy, w podróży.

  1. Modlitwa osobista – nie tylko ta poranna i wieczorna, nie tylko jako pacierz. Wiem masz pracę, dom, sporo obowiązków i ciężko znaleźć na nią czas? Mi też, uwierz. Spróbuj swoje myśli skierować do Boga gdy wieszasz pranie, gdy prasujesz, gotujesz. Nie chodzi mi o odmawianie modlitw, różaniec, ale o kilka własnych słów, myśli. Nie musi być długie, wystarczy chwila w ciągu dnia. Kiedy zdarzają mi się takie dni, że nie wiem za co się zabrać, gdy wszystko wali się, gdy wokół panuje totalny chaos (a przy trójce dzieci o to nie trudno) to takie kilka sekund modlitwy sprawiają, że uspokaja się moje serce. Świadomość, że ten dzień, to dzisiejsze zmaganie, ten chaos należą do Niego i przeżywane są z Nim, zabiera mi ciężar z barków. Od razu dzień jest lepszy, jakby prostszy.
  2. Czytania z dnia – jeśli ciężko sięgnąć ci w ciągu dnia po papierową wersję Pisma św., znajdź aplikację na telefon z Biblią, w większości z nich jest opcja czytań na dany dzień; może uda ci się do niej zajrzeć w drodze do pracy czy na uczelnię? stojąc w korku, w kasie, czy kolejce? spróbuj wybrać sobie jedno zdanie, które będzie z Tobą tego dnia.
  3. Adoracja – mam tę niesamowitą możliwość, że w moim kościele parafialnym jest kaplica adoracji i w ciągu dnia mogę wejść na chwilę modlitwy; jeśli nie masz takiej możliwości to może w twoim otoczeniu, w drodze do pracy jest taki kościół w którym trwa adoracja cały dzień? spróbuj raz w tygodniu znaleźć chwilę na adorację Najświętszego Sakramentu.
  4. Modlitwa za kogoś – każdy z nas potrzebuje modlitwy, może znasz kogoś, kto choruje, przeżywa trudności, ma kłopoty i potrzebuje modlitwy? wybierz kogoś takiego; to może być jedna modlitwa za jedną osobę, albo ofiaruj cały tydzień w jego intencji; a może chciałbyś cały Wielki Post przeżyć modląc się za kogoś, kto bardzo tego potrzebuje?
  5. Droga krzyżowa/ gorzkie żale

    Nie jestem wielkim zwolennikiem nabożeństw drogi krzyżowej w parafii, ciężko mi dostosować się do tego rytmu, czasem do tematu rozważań; rozumiem, że ciężko wybrać rozważania, które zadowolą studenta, matkę 3 dzieci, informatyka, dziadka i wszystkich zgromadzonych; jedni lubią tempo wolniejsze, inni bardziej żwawe; jeśli masz problem tak jak ja dostosować się, to spróbuj znaleźć rozważania, które ci odpowiadają (np. w internecie), przejdź się na spacer i rozważaj tę Drogę z Bogiem w samotności; albo w domu, znajdź spokojną chwilę (zanim wszyscy wstaną, albo gdy pójdą już spać?); a może wybierz się na Drogę Krzyżową ulicami miasta? Podobnie sprawa ma się z Gorzkimi Żalami. To niebywałe nabożeństwo oddelegowane zostało w naszej świadomości jako propozycja dla grup 60+. A niesie ze sobą wielkie bogactwo duchowe.

  6. Zdrapka wielkopostna – to kolejna propozycja, która poprowadzi cie przez ten niezwykły czas, bogata w wiele podpowiedzi, działań, zachęt; codziennie na moim profilu na instagramie są kolejne odsłony zdrapki, zapraszam;
  7. Rekolekcje – w twojej parafii, w mieście, wyjazdowe? Zobacz kiedy będą rekolekcje w twojej parafii, może w sąsiedniej parafii będą w terminie, który bardziej ci odpowiada, albo tematyka będzie bliższa twojemu życiu? (rekolekcje akademickie, dla samotnych, itp); a może uda ci się wybrać na rekolekcje wyjazdowe? organizowane w weekend?

Post

  1. Post to nie dieta – nie ma na celu zrzucenie kilogramów, redukcję 'boczków’ czy poprawę sylwetki. Nie chodzi o głodzenie ciała. Post ma wymiar duchowy, ma wzmocnić ducha. Co to znaczy? Chodzi o przekierowanie mojej uwagi z tego co materialne, na to co duchowe.
  2. Mniej – spróbuj w tym czasie wielkiego postu zrezygnować z nadmiaru, może z zakupu kolejnych ubrań, różnych szaleństw, nadmiaru bodźców (tv, internetu), może kawa w domu zamiast na mieście?
  3. Więcej – uwagi, słuchania, dawania siebie. Spróbuj być głową tam gdzie aktualnie jesteś ciałem. To tylko z pozoru prosta sprawa. My kobiety mamy taką niezwykłą moc, że potrafimy robić kilak rzeczy jednocześnie. Wieszać pranie i rozmawiać z kimś, gotować obiad i w głowie układać plan następnego dnia, sprzątać i spisywać w głowie listę zakupów. Powiesz: to oszczędza czas. Tak, ale sprawia też, że nie jesteś do końca  obecna ani tu, ani w miejscu, o którym myślisz. Spróbuj skupić się na jednej rzeczy na raz. Po co? Żeby usłyszeć, poczuć, docenić, zachwycić się tym kim jesteś, tym co masz. Jesteś ukochanym, umiłowanym dzieckiem Boga. I w tym Wielkim Poście On chce spotkać się z tobą bardzo blisko. A nie schowaną za postanowieniami.
    Wszędzie tam gdzie, na co dzień czujesz, że nie dajesz rady, że działasz wbrew sobie, że nie umiesz rozmawiać, słuchać. W tym czasie przyjrzyj się sobie, spróbuj wsłuchać się w siebie. Tam gdzie jest nieśmiałość spróbuj być bardziej odważna ,tam gdzie z reguły milczysz – teraz zabierz głos, tam gdzie ciężko ci wyrazić swoje zdanie – porozmawiaj. Bądź tu i teraz.
  4. Cisza – od radia, muzyki, hałasu. Spróbuj w ciągu tygodnia znaleźć chwilę ciszy. W ciszy można usłyszeć Boga.
  5. Post od narzekania, marudzenia, obgadywania. To kolejne niby proste zadanie.
  6. Zamiana – może zamiast czytania kryminałów – sięgnij po lekturę duchowa? religijną? jakiś artykuł czy książkę? Może orędzie papieża na Wielki Post?  

Jałmużna

  1. Uśmiech, zwykłe dzień dobry, sms do kogoś z kim dawno nie rozmawiałaś – to proste sposoby na pokazanie komuś, że go dostrzegasz, że jest dla ciebie ważny. To dobre ćwiczenie duchowego wzroku, uważności, serdeczności.
  2. Mniej – zrób porządek w szafie, garderobie – może znajdziesz rzeczy, które możesz oddać? Ubrania, książki? Polecam inicjatywy: ubraniadooddania.pl , poczytajmi.pl,  spis rzeczy, które potrzebują konkretne domy dziecka. Twoje wsparcie jest dla nich ważne.
  3. Pomóż komuś w swoim otoczeniu – może samotna sąsiadka potrzebuje pomocy w zakupach, wyprowadzeniu pupila na spacer, zrealizowaniu recepty? Może znajdziesz chwilę na wypicie herbata w przyjacielem, którego dawno nie widziałaś? Czasem wypita kawa w towarzystwie pierwszy raz od bardzo dawna  może zmienić życie. Samotność jest straszna. Jeśli uda ci się sprawić, że na czyjeś twarzy zagości uśmiech to będzie bezcenne uczucie.
  4. Świadomy dobry uczynek – spróbuj zaplanować dzień, w którym zrobisz dla kogoś coś miłego. Wybierz tę osobę, przygotuj się, pomyśl co możesz zrobić. Niech to będzie dobry uczynek zaplanowany, przemyślany. Nie przypadkowy.
  5. Wolontariat – działanie charytatywne. Jeśli masz trochę czasu zaangażuj się w jakieś działanie charytatywne. Nie musi to być 30 godzin tygodniowo. Może to być 1 godzina. Albo jeden dzień w miesiącu. Jedna rzecz.
  6. Wsparcie materialne – przekaż datek, czy 1% na jakaś fundację, cel, dla kogoś chorego, potrzebującego.
  7. Spędź czas z kimś kogo dawno nie widziałaś, kogo nie lubisz, albo kto jest dla ciebie „nieprzyjacielem”. Podejdź do niego z miłością a może odwzajemni Ci się tym samym? Może schowa kolce i zobaczysz jego inną twarz? Może jego wrogość to zasłona dymna albo wołanie o pomoc?

To moja część propozycji dla Ciebie na lepsze przeżycie Wielkiego Postu. Nikt nie będzie Cię z tego rozliczał. Nie chodzi o zrobienie jak najwięcej. Na końcu nie będzie dyplomów, ani medali. Ale jeśli pomoże Ci to zbliżyć się do Boga, do Boga, który jest w drugim człowieku to będzie największa nagroda i sukces.

Film pt. Dwóch papieży– spotkanie dwóch skrajności?

Produkcja Netflixa

20 grudnia na Netflixie pojawił się film pt. „Dwóch papieży”. Przyznam się, że od kiedy zobaczyłam zwiastun czekałam na ten film z nieskrywaną ciekawością i niecierpliwością. Zastanawiało mnie, co pokaże Fernando Meirelles i jak bardzo fabularyzowany będzie to obraz Kościoła czasów dwóch różnych papieży.

Każdy z nas nosi w sobie jakiś obraz Benedykta XVI i Franciszka, mniej lub bardziej zbliżony do prawdy. Oparty na lekturze ich encyklik, katechezach czy spotkaniach bądź na newsach z internetu, na memach i wyrwanych z kontekstu cytatach, opiniach i spostrzeżeniach. Taki obraz noszę w sobie i ja. Chciałam skonfrontować, go z obrazem jaki przedstawia reżyser.

Już pierwsze minuty filmu przekonały mnie, że obraz jest tendencyjny, stronniczy i oparty na schematycznym podejściu. Benedykt jako zimny, rozważny i stonowany Niemiec kontra spontaniczny, szczery, latynoski kardynał Bergoglio. Obaj mieszczą się w tym samym Kościele Chrystusa, ale jakby na dwóch biegunach. Wydaje się, że nie łączy ich nic. Żadnej nici porozumienia, „wieje chłodem” – czego nawet nie próbują ukryć. Z moich doświadczeń i rozmów z wieloma osobami wiem, że taki obraz obydwu papieży nosi w sobie gro katolików. Ci, którzy wspominają Benedykta jako tradycjonalistę i strażnika Ewangelii jednocześnie traktują Franciszka niemal jak heretyka. Ci, dla których Franciszek jest reformatorem, otwartym na człowieka i dialog papieżem, jednocześnie wspominają Benedykta jako zastygłego w historii i nieprzystępnego. Ale wróćmy do filmu.

Co w filmie jest prawdziwe?

Główna cześć filmu rozgrywa się latem 2012 roku, podczas pontyfikatu Benedykta XVI. Cała opowieść cofa się jednak do roku 2005, pogrzebu papieża Jana Pawła II i konklawe. W jego drugim dniu wybrany na nowego Ojca Świętego zostaje kardynał Ratzinger. Do scen oddanych w sposób zgodny z rzeczywistością należy również jego abdykacja w roku 2013 oraz kolejne konklawe, w wyniku którego papieżem zostaje kard. Bergoglio przyjmujący imię Franciszka.

Wspomnienia z życia Jorge Bergoglio dotyczące planowania małżeństwa, pracy w laboratorium, seminarium i pełnienia posługi prowincjała jezuitów są zgodne z biografią.

Co jest nieprawdziwe?

Fikcją są natomiast okoliczności odwołania ks. Bergoglio z funkcji przełożonego zakonu i oddelegowanie na prowincję, jakoby w wyniku rzekomej współpracy z reżimem. W rzeczywistości jednak ks. Jorge zakończył przewidzianą statutami swojego zgromadzenia kadencję prowincjała zgodnie z terminem. Następnie został rektorem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu w San Miguel.

Samo spotkanie postaci w Castel Gandolfo latem 2012 roku jest najprawdopodobniej również fikcją filmową. Nie ma bowiem dowodów potwierdzających ten fakt. Ich rozmowy w pokojach i ogrodach Castel Gandolfo to kreacja reżyserska choć oparta na kilku faktach. Chociażby na tym, że Benedykt XVI gra na pianinie, a Franciszek jest fanem futbolu i tanga. Podobnie sprawa ma się z późniejszym spotkaniem w Kaplicy Sykstyńskiej czy zabawna scena wspólnego oglądania finałowego meczu Niemcy – Argentyna na Mundialu w 2014 r.

No i oczywiście wpływ Benedykta XVI na kolejne konklawe również jest wymysłem autora.

Fabuła filmu jest więc częściowo zaczerpnięta z rzeczywistości, a częściowo bazuje na wyobraźni scenarzysty.

Jeśli chcecie dokładnie prześledzić fikcje i prawdę w filmie zerknijcie tu.

Moje doświadczenie

Moje doświadczenie spotkania z papieżem Benedyktem oparte jest głownie na 2005 roku i Światowych Dniach Młodych w Kolonii. Kiedy w 2004 r. zgłosiłam się do udziału w tym wydarzeniu, kiedy się do niego przygotowywałam to papieżem był Jan Paweł II. Wszyscy mieliśmy wtedy nadzieję, że to właśnie w nim spotkamy się w Kolonii. Ojciec Święty jednak podupadł na zdrowiu i w kwietniu 2005 roku zmarł. Wybór kardynałów na konklawe był wielką niewiadomą. Jaki będzie ten papież gdy spotka się z tysiącami młodych, co im powie, jaką relację będzie miał Kościół Benedykta XVI z młodymi? Dość szybko okazało się, że nowy papież czuje się świetnie w towarzystwie młodych, że potrafi być spontaniczny, radosny, ma poczucie humoru i umie być autorytetem. Jasne było, że nie będzie w nim tyle ekspresji co w papieżu słowiańskim. Był inny, był sobą i takiego go wtedy pokochaliśmy – uczestnicy Światowych Dni Młodych. Takie doświadczenie Kościoła, wspólnoty, braterstwa pomimo barier językowych, kulturowych czy społecznych odmienia życie. I zostaje z człowiekiem na zawsze.

Papież Franciszek to Argentyńczyk. Miłość do tanga i piłki nożnej ma wrodzoną, jako kardynał jeździł autobusem i przez wiele lat sam gotował. Ale nie zapominajmy, że jest jezuitą, posługuje się 8 językami, poza filozofią i teologią studiował i wykładał literaturę i psychologię. Był też członkiem kilku dykasterii Kurii Rzymskiej.

Spotkanie

Sensem filmu jest spotkanie tych dwóch skrajnie różnych osobowości. Dwóch innych temperamentów, ich oczekiwań i wzajemnych osądów. Uderzający jest wzajemny szacunek i dystans. W miarę jak rozmówcy stają się bardziej otwarci i czytelni dla siebie nawzajem, ich relacja i wzajemne zrozumienie sprawia, że z oponentów stają się przyjaciółmi. Dzieje się to dopiero gdy każdy z nich odsłania”rysy” na życiorysie i osobowości. Wtedy zaczynają „słuchać”, a nie tylko „słyszeć”. Zaczyna docierać do każdego z nich człowieczeństwo drugiego, a to staje się płaszczyzną porozumienia i wreszcie zrozumienia.

Ja obejrzałam film dwa razy. Nie pokrywa się on z moimi ocenami, doświadczeniami i rozważaniami dotyczącymi obydwu postaci, jednakże bardzo wszystkim polecam obejrzeć. Chociażby dlatego, żeby porównać z własnymi wyobrażeniami.

——————-

Zachęcam do przeczytania tekstu Mój Kościół.

Bóg z nami

Druga niedziela adwentu za nami. Jestem chora, zatoki zawalone, głowa boli. Starsza córka walczy z kaszlem (w nocy też). Młodszą dopadł mega katar i jest na progu zapalenia ucha. Mąż leży ledwo żywy z jelitówką. Synek choć cudowny i pięknie śpi jak na niemowlaka, zaczyna ząbkowanie. Jestem chora, zmęczona, niewyspana, ciągle na stendbaju. Lecę na oparach sił. Do Świąt niespełna 2 tygodnie, w domu chaos i bałagan, kończą się zapasy obiadowe w zamrażarce. Kiedy już myślałam, że udało mi się wybrnąć z tony prania ono piętrzy się niczym zaspa śnieżna. Zastanawiam się tylko, czy bomba już wybuchła, czy jeszcze nie. Czy to już kumulacja, czy za chwilę posypię się coś jeszcze. Czy dzieci też dostaną jelitówki, tym 4-miesięczne niemowlę? Czekam.
Taki Adwent.
W drodze między paczkomatem a spożywczym wstąpiłam na sekundę do otwartego kościoła parafialnego. Zerknęłam na figurę Matki Boskiej Fatimskiej, która stoi w przedsionku. Oddałam Jej to moje czekanie, zmęczenie, niewyspanie. A ona zerknęła ze zrozumieniem jak matka na matkę i dała nieco spokoju.
Adwent to czekanie i tęsknota. Kto lepiej niż matka wie jak to jest czekać? Czekać i tęsknić za kimś kogo jeszcze się nie zna. Za tą mała osobą, która nosi się pod sercem.
Dziś bardziej niż kiedykolwiek czuje i wiem czym jest Adwent.

Kiedy urodził się Jej syn świat nie zatrzymał się ani na chwilę. Ziemia nie przestała się kręcić, nie ustały wojny ani konflikty, nie zniknęły choroby ani katastrofy. Ludzie nie zmienili swojej codzienności w tym momencie. Jezus przyszedł niemal niezauważony. Przyszedł w naszą codzienność nie po to, żeby ją wywrócić do góry nogami. Przyszedł by z nami być w tej codzienności. Najbliżej jak się da. Czuje, że w tym kompletnie nieidealnym czasie jest też i z moją rodziną. On i Jego Matka. Wypełnia ją do ostatniego wolnego centymetra.

Życzę i wam przeżywania reszty Adwentu w przekonaniu, że On jest blisko, że nawet jeśli codzienność jest trudna, to nie jesteśmy w niej sami. Że nawet jeśli te święta przyjdą z zaskoczenia, niespodziewanie, nie wszystko będzie przygotowane, pierogi nie ulepione, mieszkanie nieposprzątane, to On i tak przyjdzie. Żeby być z nami. On – Emmanuel – czyli Bóg z nami.

św. Mikołaj biskup czy krasnal?

Dziś 6 grudnia – wspomnienie św. Mikołaja biskupa z Mirry.

Historia postaci sięga III wieku choć brak na to jednoznacznych dowodów. Mikołaj był biskupem Miry w Licji i podobno uczestniczył w soborze nicejskim z 325 roku. Historycy nie odnaleźli jednak żadnego zapisu, który potwierdzałby istnienie takiej postaci.

Wzmianki o świętym Mikołaju pojawiają się dopiero w wieku VI, ponad 200 lat po jego domniemanej śmierci, za panowania cesarza Justyniana. Zapisano wówczas krótką opowieść zwaną Stratelatis (Praxis de Stratelatis, „Oficerowie”), według której Mikołaj uratował życie sześciu żołnierzom cesarza Konstantyna.

Od VI do drugiej połowy VIII wieku nie zapisano żadnych nowych informacji o Mikołaju. Dopiero w aktach drugiego soboru nicejskiego z 787 roku zanotowano, że jeden z archidiakonów miał sen, w którym ukazał się święty Mikołaj.

Z początkiem IX wieku w źródłach pojawia się coraz więcej postaci o imieniu Mikołaj, co świadczyć może o rosnącej popularności kultu świętego.

Obraz Mikołaja

W ikonografii św. Mikołaj przedstawiany jest z brodą, w szatach biskupa rytu łacińskiego lub greckiego, z mitrą i pastorałem. Najczęściej w jednej ręce trzyma księgę a drugą wykonuje gest błogosławieństwa. Wśród jego atrybutów występują rekwizyty z legend – między innymi trzy złote kule, trzy jabłka, troje dzieci w cebrzyku, kotwica czy okręt.

Mikołaj był uważany za świętego, który udziela pomocy w każdej potrzebie. Popularność kultu spowodowała, że poświęcono mu tysiące kościołów, ołtarzy, kaplic, szpitali i hospicjów. Historycy wyliczyli, że w roku 1500 liczba poświęconych Mikołajowi kościołów, tylko w Europie zachodniej przekroczyła 2000.

Już w średniowieczu uważano Mikołaja za patrona dzieci.

Mikołaj jest dziś patronem: Albanii, Grecji, Rosji, Aberdeen, Antwerpii, Bari, Berlina, Bydgoszczy, Chrzanowa, Elbląga, Głogowa, Miry, Moskwy, Nowogrodu, bednarzy, wytwórców guzików, cukierników i piekarzy, panien szukających kandydata na męża, gorzelników i piwowarów, jeńców, kancelistów parafialnych, kierowców, kupców, marynarzy, rybaków i żeglarzy oraz flisaków, młynarzy, uczonych i studentów, notariuszy, obrońców wiary przed herezją, pielgrzymów i podróżnych, sędziów i więźniów, sprzedawców perfum, wina, zboża i nasion, pojednania Wschodu i Zachodu.

To święty, który łączy Kościół Wschodni i Zachodni. Wspominany jest w Kościele katolickim i prawosławnym. Jak dla mnie jeden z najbardziej ekumenicznych świętych. Zbliża dwie Tradycje i może stanowić jeden z filarów mostu do braterskiego połączenia. Kiedyś.

A dziś?

Dziś na ulicach naszych miast możemy spotkać innego Mikołaja. Takiego w czerwonym kubraku, w czapce z pomponem zamiast mitry i workiem prezentów zamiast pastorału. Już od wczoraj w internecie trwa kolejna odsłona wojny polsko-polskiej pt.: Mikołaj biskup kontra Mikołaj-krasnal.

Przyznam, że coraz bardziej irytuje mnie to święte oburzenie. Wszyscy „święci polscy katolicy” leją pastorałem biskupim cały świat po głowach zarzucając im ignorancję i zakłamanie rzeczywistości, bo tamci wierzą w Mikołaja w czerwonym wdzianku.

Czy tylko ja myślę, że powinniśmy być mu wdzięczni? Bo Mikołaj (ten nieświęty) robi dobrą robotę, naszą robotę! Bo może właśnie z okazji mikołajek jakieś dziecko na końcu świata dostanie dziś pierwszą w swoim życiu parę nowych butów? Może ktoś na drugim końcu mojego miasta zje dziś ciepły posiłek, jedyny w tym tygodniu? Albo dostanie parę zimowych butów właśnie z okazji mikołajek? Nie od biskupa z Miry, ale od tego skomercjalizowanego krasnala z Laponii. Bo dzięki niemu w ten jeden dzień w roku jest więcej miłości, więcej radości i więcej dobra? Wiec może zamiast krytyki weźmy się do roboty? Może ramię w ramie z krasnalem-Mikołajem?

Nie twierdzę, że teraz mamy porzucić tradycję. Uczmy dzieci historii o biskupie Mikołaju, tłumaczmy różnice. Ale idąc za przykładem świętego biskupa bądźmy z ludźmi, dla ludzi, bardziej ekumeniczni, pełni miłości bliźniego i otwarci na człowieka.

————

Zobacz też tekst o Adwencie.

Do grzesznika poszedł w gościnę

W dzisiejszej Ewangelii Zacheusz i Jezus spotykają się. Bogaty celnik i Bóg. Zacheusz wchodzi na drzewo by zobaczyć przechodzącego Jezusa. Ale o jego intencji wiemy niewiele. Był niskiego wzrostu, chciał z drzewa zobaczyć lokalnego celebrytę? Nauczyciela? Chciał zaspokoić swoją ciekawość? Czy liczył na coś więcej? Chciał spotkać Jezusa, bo wierzył, że jest Bogiem? Bo słyszał o Jego cudach? Ewangelista nie skupia się na tym w ogóle. Jezus nie skupia się na tym wcale. Podchodzi i mówi: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Jezus zachowuje się jakby spotkał przyjaciela, kogoś kogo dawno nie widział, za kim się stęsknił.

Zacheusz schodzi z pośpiechem i rozradowany zaprasza Jezusa do siebie. Na człowieka niskiego wzrostu i niechlubnego zawodu spojrzał Bóg i chce zatrzymać się w jego domu. Zacheusz czuje się dostrzeżony, wyróżniony. Zdaje się nie słyszeć szemrania tłumu: «Do grzesznika poszedł w gościnę».

W jego serce wlewa się Miłość. Spotkanie Boga, który przychodzi właśnie do niego sprawia, że serce Zacheusza otwiera się na drugiego człowieka. W efekcie oddaje połowę majątku ubogim. Wcześniej jakby ich nie dostrzegał. Jezus po raz kolejny dokonuje cudu. Otwiera serce i przywraca wzrok, wzrok duszy. Przywraca godność człowiekowi i otacza go Miłością, która nie może nie rozlać się dookoła. Tak właśnie działa spotkanie z Jezusem. Zmienia człowieka i cały jego świat wokół. Jezus zapala nas jak zgaszoną świeczkę. Zapala w nas płomień Miłości. Zaczynamy promieniować i ogrzewać wszystkich, którzy przylgną do tego płomienia świecy.

Pytanie dla nas: po której dziś jestem stronie? Jesteś Zacheuszem, który zaprasza Boga do swojego domu? Raduje się i rozdaje połowę majątku. Czy kimś z tłumu wołającym: «Do grzesznika poszedł w gościnę»? Bo przecież ja jestem dobrym człowiekiem i do mnie nie chce przyjść, a do takiego celnika (grzesznika) idzie? Jak to?!

Prawda jest taka, że sami stawiamy Bogu granice: do 'dobrego katolika’ może przyjść, ale do człowieka grzesznego już nie. Dziś celników nie mamy, ale jest wiele grup wykluczonych. Osoby bezdomne, niewierzące czy lgbt. Spychamy ich na bok świadomości, na obrzeża społeczności. Nie chcemy ich widzieć. A jeśli dostrzegamy to po to, by wytykać palcami, omijać szerokim łukiem. Czy Jezus mógłby przyjść w gościnę do kogoś z nich? Do grzesznika? No jasne, że tak. Pytanie czy ucieszysz się z tego, że: Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło? czy będziesz strzelał fochy? Czy wierzysz, w to, że Bóg może przyjść do każdego? Czy jesteś otwarty na to, że Bóg przychodzi kiedy chce i jak chce do każdego człowieka? Że ma drogę do każdego człowieka, jedyną wyjątkową i niepowtarzalną?

—————

Post pochodzi z bloga tedeo.pl

LGBTQ+ & KK czyli kampania „Przekażmy sobie znak pokoju”

Widzieliście już plakaty kampanii „Przekażmy sobie znak pokoju” – dwie dłonie w uścisku, na jednej tęczowa bransoletka, a na drugiej różaniec? Tęcza jako symbol osób LGBTQ+, osób popierających czy utożsamiających się z tą grupą społeczną. A z drugiej strony różaniec jako znak osób należących do KK, utożsamiających się w wiarą i nauczaniem KK.

Czytaj dalej LGBTQ+ & KK czyli kampania „Przekażmy sobie znak pokoju”

Czy można kochać do śmierci?

Co oznacza stwierdzenie kochać kogoś do śmierci? Czy możemy komukolwiek obiecać, że będziemy go kochać do śmierci? Czy jest to wykonalne?

W przypadku dzieci sprawa jest jasna. Dzieci kochamy miłością bezwarunkową, bezterminową. Ale dzieciom nie przysięgamy miłości do śmierci. Za to współmałżonkowi owszem. Ślubujemy tej drugiej osobie miłość, wierność i uczciwość aż do śmierci. Mając dwadzieścia-kilka czy 30 lat, ufamy, że będziemy długo żyć i obiecujemy miłość do śmierci. Moim zdaniem, tak po ludzku, jest to nieosiągalne, niemożliwe do zrealizowania. Powiem więcej, jest to głupotą.

Czytaj dalej Czy można kochać do śmierci?

Dlaczego Kościół czepia się seksu?

O co chodzi z tym seksem?

Jak wygląda edukacja seksualna w naszym kraju sami wiecie. Ale ten wpis Joli sprawił, że zdałam sobie sprawę z tego, że o seksie mówimy rzadko, że nie umiemy mówić o seksie. Że wciąż jest to temat tabu. Zarówno jeśli chodzi o rozmawianie o seksie w rodzinie, w szkole, w kontekście edukacji, jak i moralności.

W dyskusji okołokościelnej seks traktowany jest jak choroba. Tolerowany, wytykany, a najchętniej omijany szerokim łukiem. Czasem mam wrażenie, że w duszpasterstwie o seksie mówi się jedynie w kontekście moralności, a właściwie niemoralności.

Chciałabym temat trochę odczarować.

Czytaj dalej Dlaczego Kościół czepia się seksu?