Na co czekasz?

Jutro IV niedziela Adwentu.

Za kilka dni przeżywać będziemy Boże Narodzenie. Za chwilę zacznie się też przedświąteczne gotowanie, pieczenie, przygotowanie do Wigilii. Mam wrażenie, że w naszej Polskiej tradycji często przedkładamy Wigilię ponad Boże Narodzenie. Myślimy o potrawach, prezentach, spotkaniach. Dzień Bożego Narodzenia zostaje jakby w cieniu. Warto się teraz zastanowić na co czekam, na kogo czekam? Czekam na rodzinne spotkanie? Na słodkiego bobasa leżącego na sianku w szopce? Może czekam po prostu na wolny dzień, na spokój, odpoczynek, na prezenty.

Boże Narodzenie to nie cukierkowa historia o małym bobasku, który przynosi wszystkim to, co sobie wymarzyli. To historia prawdziwego, trudnego czasem życia z Bogiem pod jednym dachem. Zaskakująca, pełna zwrotów akcji, ale i pełna wyrzeczeń czy przekraczania siebie.

Maryja i Józef wybrali się na spis ludności. Pewnie nie bardzo podobał im się pomysł takiej podróży na ostatnim etapie ciąży. W domu mieli wszystko przygotowane na narodzenie dziecka. W podróż zabrali to, co niezbędne. Liczyli, że zdążą wrócić nim na świat przyjdzie syn. Stało się inaczej. Jezus rodzi się w najmniej spodziewanym miejscu i czasie, w obcym miejscy. Zaskakuje wszystkich, nawet rodziców. Ewangelia wg. Św. Mateusza podaje, że zaraz po urodzeniu, gdy w Herodzie wezbrała złość i kazał zabić wszystkie niemowlęta, Józef z rodziną uciekają do Egiptu. Do przygotowanego domu nie wracają. Zostawiają za sobą wszyto i idą za wolą Bożą. Uczą nas, że mamy  być gotowi do drogi, nie zapuszczać korzeni.

Dla Józefa ostatnie miesiące były wyzwaniem. Najpierw dowiaduje się, że jego narzeczona widziała anioła, rozmawiała z nim, że w dodatku jest w ciąży, nie z nim, że przyjdzie mu wychowywać nieswojego syna, ale bożego? A teraz zamiast wrócić do domu muszą uciekać. Przekonuje się na własnej skórze, że życie z Bogiem nie ma nic wspólnego ze spokojem. To droga pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, niespodzianek, wyzwań. Życie z Bogiem nie oznacza, że od teraz już będzie dobrze, wszystko się ułoży, będę mógł odetchnąć. Życie z Bogiem pod jednym dachem to rollercoster. Jesteś na to gotowy? Bo ja przekonuję się każdego dnia, że jednak nie bardzo. Chcemy słodkiego bobasa, który się do nas uśmiechnie, pomacha i wszystko zmieni na lepsze. A tymczasem pojawienie się dziecka w domu to rewolucja. Pojawienie się Dziecka Bożego to jeszcze większa rewolucja. Nie ma co liczyć na spokój, błogie lenistwo, czy odpoczynek. Ta droga nie będzie łatwa. Ale będzie pełna Miłości, Mądrości, zaskoczenia, niespodzianek, radości i smutków. Po ludzku, życie z Bogiem się nie opłaca. Kto zdrowy na umyśle chciałby każdego dnia mieć rewolucję, nieoczekiwane zwroty akcji? Marzymy o spokojnych świętach, odpoczynku, stabilnym życiu, porządku, zabezpieczeniu finansowym. Z Bogiem tak się nie da. Trzeba rzucić się na głęboką wodę, zaufać. On sam będzie działał. Trzeba puścić ster własnego życia i oddać Bogu.

Gotowy na takie życie? Pełne niespodzianek i zwrotów akcji? Jeszcze masz chwilę czasu by zdecydować.

Bóg z nami

Druga niedziela adwentu za nami. Jestem chora, zatoki zawalone, głowa boli. Starsza córka walczy z kaszlem (w nocy też). Młodszą dopadł mega katar i jest na progu zapalenia ucha. Mąż leży ledwo żywy z jelitówką. Synek choć cudowny i pięknie śpi jak na niemowlaka, zaczyna ząbkowanie. Jestem chora, zmęczona, niewyspana, ciągle na stendbaju. Lecę na oparach sił. Do Świąt niespełna 2 tygodnie, w domu chaos i bałagan, kończą się zapasy obiadowe w zamrażarce. Kiedy już myślałam, że udało mi się wybrnąć z tony prania ono piętrzy się niczym zaspa śnieżna. Zastanawiam się tylko, czy bomba już wybuchła, czy jeszcze nie. Czy to już kumulacja, czy za chwilę posypię się coś jeszcze. Czy dzieci też dostaną jelitówki, tym 4-miesięczne niemowlę? Czekam.
Taki Adwent.
W drodze między paczkomatem a spożywczym wstąpiłam na sekundę do otwartego kościoła parafialnego. Zerknęłam na figurę Matki Boskiej Fatimskiej, która stoi w przedsionku. Oddałam Jej to moje czekanie, zmęczenie, niewyspanie. A ona zerknęła ze zrozumieniem jak matka na matkę i dała nieco spokoju.
Adwent to czekanie i tęsknota. Kto lepiej niż matka wie jak to jest czekać? Czekać i tęsknić za kimś kogo jeszcze się nie zna. Za tą mała osobą, która nosi się pod sercem.
Dziś bardziej niż kiedykolwiek czuje i wiem czym jest Adwent.

Kiedy urodził się Jej syn świat nie zatrzymał się ani na chwilę. Ziemia nie przestała się kręcić, nie ustały wojny ani konflikty, nie zniknęły choroby ani katastrofy. Ludzie nie zmienili swojej codzienności w tym momencie. Jezus przyszedł niemal niezauważony. Przyszedł w naszą codzienność nie po to, żeby ją wywrócić do góry nogami. Przyszedł by z nami być w tej codzienności. Najbliżej jak się da. Czuje, że w tym kompletnie nieidealnym czasie jest też i z moją rodziną. On i Jego Matka. Wypełnia ją do ostatniego wolnego centymetra.

Życzę i wam przeżywania reszty Adwentu w przekonaniu, że On jest blisko, że nawet jeśli codzienność jest trudna, to nie jesteśmy w niej sami. Że nawet jeśli te święta przyjdą z zaskoczenia, niespodziewanie, nie wszystko będzie przygotowane, pierogi nie ulepione, mieszkanie nieposprzątane, to On i tak przyjdzie. Żeby być z nami. On – Emmanuel – czyli Bóg z nami.