Druga niedziela adwentu za nami. Jestem chora, zatoki zawalone, głowa boli. Starsza córka walczy z kaszlem (w nocy też). Młodszą dopadł mega katar i jest na progu zapalenia ucha. Mąż leży ledwo żywy z jelitówką. Synek choć cudowny i pięknie śpi jak na niemowlaka, zaczyna ząbkowanie. Jestem chora, zmęczona, niewyspana, ciągle na stendbaju. Lecę na oparach sił. Do Świąt niespełna 2 tygodnie, w domu chaos i bałagan, kończą się zapasy obiadowe w zamrażarce. Kiedy już myślałam, że udało mi się wybrnąć z tony prania ono piętrzy się niczym zaspa śnieżna. Zastanawiam się tylko, czy bomba już wybuchła, czy jeszcze nie. Czy to już kumulacja, czy za chwilę posypię się coś jeszcze. Czy dzieci też dostaną jelitówki, tym 4-miesięczne niemowlę? Czekam.
Taki Adwent.
W drodze między paczkomatem a spożywczym wstąpiłam na sekundę do otwartego kościoła parafialnego. Zerknęłam na figurę Matki Boskiej Fatimskiej, która stoi w przedsionku. Oddałam Jej to moje czekanie, zmęczenie, niewyspanie. A ona zerknęła ze zrozumieniem jak matka na matkę i dała nieco spokoju.
Adwent to czekanie i tęsknota. Kto lepiej niż matka wie jak to jest czekać? Czekać i tęsknić za kimś kogo jeszcze się nie zna. Za tą mała osobą, która nosi się pod sercem.
Dziś bardziej niż kiedykolwiek czuje i wiem czym jest Adwent.
Kiedy urodził się Jej syn świat nie zatrzymał się ani na chwilę. Ziemia nie przestała się kręcić, nie ustały wojny ani konflikty, nie zniknęły choroby ani katastrofy. Ludzie nie zmienili swojej codzienności w tym momencie. Jezus przyszedł niemal niezauważony. Przyszedł w naszą codzienność nie po to, żeby ją wywrócić do góry nogami. Przyszedł by z nami być w tej codzienności. Najbliżej jak się da. Czuje, że w tym kompletnie nieidealnym czasie jest też i z moją rodziną. On i Jego Matka. Wypełnia ją do ostatniego wolnego centymetra.
Życzę i wam przeżywania reszty Adwentu w przekonaniu, że On jest blisko, że nawet jeśli codzienność jest trudna, to nie jesteśmy w niej sami. Że nawet jeśli te święta przyjdą z zaskoczenia, niespodziewanie, nie wszystko będzie przygotowane, pierogi nie ulepione, mieszkanie nieposprzątane, to On i tak przyjdzie. Żeby być z nami. On – Emmanuel – czyli Bóg z nami.
Piękny wpis, życzę Wam dużo siły, Bóg z Wami 🙂