Wiara moja prywatna

Coraz głośniej w sferze publicznej wybrzmiewają przekonania, że wiara to prywatna sprawa człowieka, że Kościół należy odseparować od państwa (najlepiej grubym murem), że nie wolno mieszać religii w sprawy ustawodawcze, że religię powinno wyrzucić się ze szkoły (choć to może akurat nie najgorszy pomysł).

Zawsze, gdy zbliżają się wybory pojawiają się te same zarzuty. Gdy pojawia się temat ochrony życia poczętego w regulacji prawnej, każą katolikom schować się i nie wtrącać w sprawy państwowe. Na wielu polach życia społecznego wciąż trwa dyskusja, a wręcz walka, o zachowanie wiary, jako prywatnej sprawy wierzących (niezależnie od wyznania) i nie „epatowanie nią” w sferze publicznej. Jakby ateizm mógł być sprawą publiczną, ale wiara już nie. Wiara traktowana jest jak zabobon, który należy wykorzenić, a w najlepszym wypadku się do niego nie przyznawać, bo to „obciach” i „zacofanie”. A już z pewnością nie należy je pokazywać na forum.

Twoja wiara, twoja sprawa.

Niezależnie od tego, w którym momencie życia zaczynamy wierzyć w Boga. Czy zostaliśmy ochrzczeni, jako dzieci i wychowani w wierze katolickiej, czy może w dorosłym życiu podjęliśmy decyzję o kroczeniu za Chrystusem, to jedno musimy przyznać: wiara jest łaską. I możemy ją rozwijać, gdy się na nią otworzymy.

Nawet, jeśli dorastaliśmy w rodzinie katolickiej to i tak, prędzej czy później, decyzję o kroczeniu drogą wiary musimy podjąć sami. Z wiarą jest trochę jak parą butów. Z tych dziecinnych wyrastamy i musimy sami zdecydować, czy zamieniamy je na większe, czy nie. Potrzebna jest decyzja czy wierzę, czy chcę wierzyć nadal? Nie czy wierzę w Boga, ale czy wierzę Bogu. W Jego obecność, miłość, w to, że troszczy się o mnie każdego dnia.

„Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 24-30)

A jeśli wierzę Bogu, otwieram się na działanie Bożych darów, jestem z Bogiem w relacji i troszczę się o swoje życie sakramentalne, krótko mówiąc jestem świadomy swojej wiary. To nie ma szansy, żeby taka postawa nie przekładała się na wszystkie aspekty mojego życia. Człowiek jest jednością psychofizyczną, więc żeby zachować spójność i jedność osobową, wszystkie składowe naszej osobowości muszą ze sobą współpracować.

Wierzymy w Boga, który jest Miłością, który stworzył nas z Miłości i do Miłości. Znakiem miłości, tej prawdziwej, nieskończonej, wiernej, trwałej, wyłącznej i wiecznej, tej, o której marzy ludzkie serce, nie jest emotikon z serduszkiem. Tym znakiem jest krzyż. Ten sam, który dla Żydów jest zgorszeniem, dla pogan głupstwem (1 Kor 1, 23), dla wielu znakiem hańby i śmierci. Ten krzyż dla nas jest znakiem Miłości, znakiem Bożej obecności. Jego prosta symbolika pokazuje jak powinny wyglądać nasze relacje do Boga i ludzi. Pionowa belka krzyża to nasze odniesienie i relacja z Bogiem, to moje zaufanie Bogu, moja modlitwa, moje życie z Bogiem. Ale krzyż ma też belkę poziomą, która symbolizuje moje relacje z ludźmi.

Jeśli wierzę Bogu to moja wiara przenosi się na moje odniesienie do bliźnich. Nie ma innej możliwości. „Wiara bez uczynków jest martwa” (Jk 2, 14-26). Jeżeli wiara nie zmienia mojego życia, nie wpływa na moje relacje z bliskimi, ze współpracownikami, nie zmienia świata, w którym funkcjonuję, to, po co wierzę? Co to za wiara, która nie przekłada się na życie? Jeśli moja wiara nie sprawia, że jestem lepszym człowiekiem, lepszą żoną, lepszą mamą, lepszym pracownikiem, to jest martwa. Nie mogę wierzyć i być obojętnym na wszystko, co jest dookoła. Miłość mi na to nie pozwoli.

Miłość to pragnienie dobra dla drugiego człowieka, to troska o jego wzrost.

Przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, a obojętność. Jeśli kocham Boga, to zmienia całego mnie. To wpływa ma moje życie osobiste, rodzinne, na moją pracę, wykonywane obowiązki, na to, jaki jestem w każdym aspekcie życia. A to sprawia, że wiara nie jest, nie może być moją prywatną sprawą. Nie możemy wierzyć i mieć w nosie sprawy społeczne, czy to na poziomie lokalnym, czy krajowym.  Jeśli wierzę, wiara zmienia całe moje życie. I nikt nie może oczekiwać, że wiarę schowam do kieszeni, gdy wymaga tego ode mnie sytuacja publiczna. Takie postępowanie, w zgodzie z sobą samym, wymaga też sporo odwagi, ale „jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” (Rz 8, 31).

—————–

Tekst pochodzi z bloga tedeo.pl

Autor

TeDeo.pl

Nazywam się Joanna Lewicka. Jestem teologiem. Jestem też żoną jednego męża, mamą trójki dzieci, doktorantką, po trochę kucharą, gospodynią, dekoratorką wnętrz, pielęgniarką i menadżerem domowym. Lubię ciepłą kawą, miękkie swetry, książki, wschody słońca, wypieki domowe, lubię sprawiać innym radość, lubię wszelkie DIY. Jednego dnia czytam teologiczne artykuły, za chwilę szyje sukienki dla barbie, smażę naleśniki i zaklejam zdarte kolano. To wszystko czasami niemal jednocześnie. A od teraz jestem również blogerką :) Dziękuję mojemu mężowi, bo bez niego nie mogłabym tego wszystkiego pogodzić. To on jest moją inspiracją, motorem działania. Wielkie podziękowania należą się też dobremu Bogu, bo ostatecznie to On jest źródłem i celem. Zapraszam Cię w podróż po moim miejscu w sieci, po moim blogu. Ta podróż to jedynie fragment drogi, na końcu której wszystko i tak zmierza do Domu, w ramiona Miłości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.